PBF o PSI
Wskazuje na Ciebie i wykonuje dość dwuznaczny gest z perfidnym uśmieszkiem, domyślasz się, że chodzi im o Jeffu... Schodzicie do podziemnego kompleksu, wygląda zupełnie inaczej, jest nowy i ma działające światło. Długi korytarz ciągnie się, a po obu jego stronach znajdują się metalowe drzwi z małymi okienkami oraz numerkami nad nimi.
Offline
Zaglądam po drodze przez okienka, szukam Jeff... Możliwe, że numer jej drzwi będzie ważny.
-Vulpix nasłuchuj czy nikt nie nadchodzi i obserwuj... To również dla twojego dobra.
Offline
Za każdymi drzwiami znajdowały się pokemony, również były mutantami jednak wyglądały i zachowywały się zupełnie inaczej. Były spokojniejsze i nie były oszpeconymi szkaradami, wyglądały całkiem dobrze, niekiedy nawet lepiej od oryginałów. Dostrzegasz metalową wielką modliszkę, żółto czarnego, wodnego węża, z dostojnym pyszczkiem i czerwonymi oczami, białego, jakby kościanego smoka ze skrzydłami i białym płomieniem na ogonie. Po Jeff nie ma śladu ale Sneasel i Vulpix prowadzą Cię dalej w głąb kompleksu.
Offline
Idę więc dalej uważając na wszystko... Jeśli zamknięte pokemony są dość kumate próbuję nawiązać krótki kontakt.
Offline
Wydają się nie zwracać na Ciebie zbytniej uwagi. Zbliżasz się do kolejnych drzwi, słyszysz odległy i zdławiony, krótki krzyk, zdaje Ci się, że należy do dziewczyny...
Offline
Kieruję się za dźwiękiem i pokemonami, szybko ale bez zaniechania ostrożności. W ręku ściskam bokken i wypuszczam jeszcze Kabuto i Buizela.
Offline
Docierasz do pomieszczenia ze stołami jak do operacji tyle że dodatkowo wyposażone z grube i mocne pasy, niekiedy łańcuchy, światło jest zgaszone, dociera jednak zza dużej szyby, podchodzisz i widzisz Jeffu przywiązaną do krzesła. Strasznie się miota i krzyczy, nie rozumiesz co ale patrzysz tam gdzie ona i widzisz grupkę ludzi jak maltretują jakiegoś pokemona, mała niewinna mysz. Jeff strasznie się drze i zaczyna potakiwać ze łzami w oczach. Dopiero teraz dostrzegasz na jej skórze siniaki i drobne rany.
Offline
-Szybko... Pomóżcie mi znaleźć drogę! - rzucam i staram się znaleźć drogę do tego pomieszczenia
Offline
Okrążacie piętro kilku krotne, zaglądacie w każde drzwi w końcu udaje wam się znaleźć jakieś przejście dalej, okazuje się jednak ślepą uliczką. Kiedy siekły miotasz się bezradny, twój wibrujący naramiennik zaczął buczeć głośniej. Odwracasz się i kolana Ci miękną. Za plecami widzisz, coś jakby metalowego Alakazama z jednym dużym i wyłupiastym okiem wgapionym w Ciebie. Stoi nieruchomo i obserwuje się.
Offline
-Ja to mam szczęście do Alakazamów... - wzdycham cicho - Spokojnie... Jesteś wrogiem?
Offline
Jeszcze bardziej przekrzywia głowę a jego oko rozbłysło. -To zależy od Ciebie...
Offline
-Całe szczęście... Ciebie aż tak bardzo nie wypaczyli. Wciąż możesz myśleć... Masz może ochotę mi pomóc? Zniszczyć to miejsce i przerwać ten łańcuch nieszczęść?
Offline
-Tego szaleństwa nie da się przerwać... Nie jesteś pierwszym... I zapewne nie ostatnim... Ale nic nie poradzisz... Na obłęd nie ma lekarstwa...
Offline
-Wiem... Ludzie zawsze będą szaleni... Ja też jestem szalony. I w tym szaleństwie chcę uratować kogoś mi bliskiego i wysadzić to miejsce w powietrze.
Offline
-Jeśli to zrobisz... One się rozprzestrzenią... Jak zaraza... Jak robactwo, rozlezą się po świecie... A Ci ludzie? Utniesz jeden łeb odrosną dwa...
Offline