PBF o PSI
-Pomóżcie, spróbujcie sięgnąć jakikolwiek ball. - szepczę
-Nie ujdzie wam to!
Offline
-Będzie źle... szepcze chłopak do Ciebie. W końcu dosięgasz jednego z balli na jej pasku i przywołujesz Aggrona. Pokemon bez twojego rozkazu rzuca się na pomoc matce i przegryza sieć. Przestraszona dwójka wsiada do auta i odjeżdża. Wściekła Kangaskhan szarżuje na auto, bez trudu dobiega do samochodu i taranuje go. Auto przewraca się, słyszycie upiorne i potępieńcze krzyki pary. Pokemon z furią skacze i gniecie pojazd na miazgę. Krzyki milkną. Aggron uwalnia was, chcecie podejść bliżej ale chłopak was powstrzymuje. -Nie! Ona jest teraz w szale jeżeli podejdziemy zrobi z nami to samo... widzisz jak pokemon wciąż miażdży auto, ze szczelin wycieka czerwona ciecz.
Offline
-Cóż... Ty się znasz lepiej. Niech się wyszaleje.
Patrzę co z małymi. Uspokajam je jeśli trzeba.
Offline
Po chwili z auta został stalowo krwawy naleśnik. -I dobrze im tak, zasłużyli sobie. rzuca bez emocji Jeff. Kangaskhan uspokoiła się i podeszła do trójki malców. Odsuwasz się od nich. Znowu zaczęła im śpiewać kołysankę. Po chwili poke dzieci wskoczyły jej do torby, na jej pokrytym bliznami pyszczku pojawia się błogi uśmiech i łzy szczęścia. Vulpix wciąż trzyma się Ciebie chociaż nie daje się dotknąć. Chłopak tłumaczy Ci, ze poprzedni trener bił go i ucinał ogony za przegrane walki.
Offline
-Popierdolec... Jeff? Odprowadzać ją?
Siadam przy Vulpix'ie i wypuszczam Sneasel.
-Vulpix poznaj Sneasel'a. Nie bój się nic ci nie grozi i nikt nie zamierza cie w żaden sposób skrzywdzić.
Offline
Żegnacie się z chłopakiem ze schroniska, który czule zegna się z Kangaskhan, kto wie, może się już kiedyś poznali...? Idziecie z poke mamą i małymi w jej torbie do doliny. Sableye jest bardzo szczęśliwy i przekonał się do wa. Rysuje na ziemi twoje uśmiechnięte jajko i Ciebie obok.
Offline
-Dziękuję. - uśmiecham się do niego - Słuchaj... W pobliskim mieście jest schronisko dla pokemonów. Są tam pokemony zarówno małe jak i starsze. Czy gdyby któryś chciał tutaj przybyć i znaleźć dom to przygarnęlibyście je? Nie wiem... Raz w tygodniu spotkali się z tamtym trenerem. Mogę z nim pogadać. On może wam też wam pomóc... Dostarczyć leków w razie potrzeby. To dobry człowiek, w dodatku wychowany przez Kangaskhany.
Offline
Pokemon duma przez chwilę i gdzieś odchodzi, gestem każe wam czekać. Długo go nie ma, w końcu po około godzinie wrócił i przytaknął. Rysuje na ziemi pamperka i siebie, witają się.
Offline
-Dobrze więc, chodźmy. Jeff, pójdę przodem i wyjdziemy z miasta.
Offline
-Dobra idźcie ja tu zostanę i ich przypilnuje.
Offline
Idę więc do miasta i proszę opiekun o jeszcze chwilę czasu. Wykładam mu, bez zdradzania miejsca legowiska, że jest możliwość zapewnienia pokemonom domu w dość naturalnych warunkach i sporej społeczności. Przedstawiam mu Sableye.
Offline
Chłopak jest bardzo rozentuzjazmowany i szczęśliwy. Jest pod dużym wrażeniem inteligencji pokemona, kiedy ten się z nim komunikuje. -Jasne bardzo chętnie pomogę. A nie sądzicie, że przydałby się jakiś ochroniarz? No wiecie żeby odstraszać potencjalne zagrożenia ze strony ludzi.
Offline
-Samo ukrycie miejsca jest już w jakiś sposób ochroną. Co myślisz Sableye?
Offline
Pokemon podumał chwilę wskazał na chłopaka i pokiwał twierdząco głową z charakterystycznym, kryształowym chrzęstem. -Przezorny zawsze ubezpieczony...
Offline
-Chyba mam pomysł co zrobić... Złapałem niedawno pewnego pokemona. Jest dość agresywny, ale też silny. Powinien odstraszać amatorów łowów.
Offline