PBF o PSI
-Wychowywałem się na Safari w Kanto. Byłeś tam kiedyś? Sam nie miałem rodziców i przygarnęło mnie stado Kangaskhanów. Kocham te pokemony, bardzo urzekła mnie ich opiekuńczość, chciałem być takie jak one i pomagać innym. Wiesz zasada karmy, pokemon się mną zaopiekował kiedy byłem sierotą, teraz moja kolej się odwdzięczyć... Czy ona bardzo cierpi?
Offline
-Masz świetne podejście... I ciekawą historię. Podziwiam. A co do niej... Sam się przekonasz. Ale jak może czuć się matka, która straciła dziecko?
Offline
-Na pewno okropnie. Dla Kangaskhan'ów opieka nad młodym jest sensem ich istnienia. Cud, że jeszcze w ogóle żyje.
Offline
-Na szczęście miał się kto nią zająć. Za chwilę będziemy na miejscu.
Offline
Dochodzicie i czekacie, po chwili słyszycie ciężkie kroki. Widzicie jak Jeffu szarpie się w krzakach. -No nie bój się, mamy dla Ciebie niespodziankę. zza dzrewa wychyla się głowa Kangaskhana. Jest wystraszona i niezbyt chce iść dalej. Może jak zobaczy maluchy?
Offline
-Pokaż jej małe... - szepcze do gościa - Widzisz, że się boi. Tylko bez gwałtownych ruchów... Nie spłoszmy jej.
Offline
Koleś dobrze wie co robić. Powoli podchodzi do niej i zaczyna nawoływać niemalże jak Kangaskhan. Matka wyszła zza drzewa, dopiero teraz jesteś w stanie ocenić jak wielka jest. Nawet chłopak się zdziwił widząc jak duża jest. Kula w jej stronę balle z malcami. Widzisz Vulpix'a z dwoma ogonami, bardzo przestraszonego i małego Teddiursa, Electrike bez łapy i całego w bliznach oraz przygnębionego malutkiego Pachirisu. Mama podchodzi bliżej, ostrożnie żeby nie spłoszyć dzieci, które są bardzo wystraszone, Vulpix ucieka i chowa się za tobą, pozostała trójka drży ale siedzi na miejscach.
Offline
Powoli pochylam się i głaszczę malucha.
-Spokojnie, nie ma się czego bać.
Patrzę jak reaguje reszta maluchów i sama Kangaskhan.
Offline
Mama siada i zaczyna śpiewać kołysankę. Po chwili trójka maluchów podchodzi do niej i siada obok. ona cały czas śpiewając pochyla się i mizia je okaleczonym pyszczkiem.
Offline
-Chyba się polubią... Mówiłem.
Siadam przy Vulpix'ie, jeśli będzie chciał to pozwalam mu wejść na kolana i głaszczę go.
Offline
Pokemon drży i boi się twojego dotyku, ale nie naciskasz go. Nagle słyszycie warkot silnika, jest coraz głośniejszy, poki chowają się za mamą, która osłania je i staje między nimi a hałasem. Nagle z krzaków leci ciężka, ogromna, stalowa sieć i oplata Kangaskhana. Po chwili taranuje ją auto. Pokemon zapiera się łapami w ziemię i blokuje pojazd, podrywacie się jednak na was też spadają sieci, nie możecie się ruszyć. Malce są przestraszone, Kangaskhan pada na ziemię i nie może wstać. Z auta wychodzi dwójka wolontariuszy z poke schroniska.
Offline
-No pięknie!
-Jeff - syczę - Sięgnij do mojego paska.
Sam staram się sięgnąć do jej.
-Nie bój się mały. Obronimy was.
Offline
-Wy dranie co wy robicie!? krzyczy chłopak ze schroniska. Dwójka tylko się śmieje. -Dokańczamy to co zaczęliśmy kilka lat temu... Wiesz jak drogie są Kangaskhany? No nie jest w najlepszym stanie ale przynajmniej się zabawimy... odpowiada jeden z nich. -Ty patrz! Mamuśka ma nowe dzieciaki! kobieta obchodzi dużego pokemona i podchodzi do wystraszonych malców. Szarpiecie się jak możecie, jeszcze chwila i sięgniesz do jej paska.
Offline
Chwytam pierwszy możliwy ball albo kilka i wypuszczam pokemony.
-No dawaj... - szepczę
Offline
Kobieta mocno kopie jednego malca, biedactwo piszczy i krzyczy -Jak ja nienawidzę pokemonów... mama zaczyna się szarpać, jesteś dość daleko ale widzisz jak jej oczy nabiegają czerwienią. -O nie... szepcze chłopak ze schroniska. -musimy ich powstrzymać i to szybko.
Offline