PBF o PSI
Ashley miota się i skamle jak zwierze. Prawie traci przytomność.
Offline
Widzisz fioletową mgłę. Przez chwilę zdaję ci się, że to tylko złudzenie, bo oni nie zwracają na to uwagi. Ale nie czujesz bólu gdy rozgrzany skalpel rozcina twoją klatkę piersiową, ani gdy Riv wlewa w ciebie dziwną substancję.
-Spójrz mała suko... To wodorotlenek litu z mieszanką srebra i magnezu. - wrzeszczy
W cieniu dostrzegasz ruch. Mężczyzna bezgłośnie pada na ziemię, z jego czaszki sterczą zielono-fioletowe kolce. Zupełnie jakby wyrosły w jego mózgu.
Nad truchłem stoi Kabmion. Nie ma obu rąk, a jedną z nóg zastępuje mu macka. Jest w stanie nie lepszym niż twój...
-Riv... Riv... Riv. - rzuca tak chłodno, że nawet ciebie przechodzą dreszcze
Dziewczyna odwraca się, zasada płynie po stole i podłodze.
Kambion z pośród wielu flakonów wybiera jeden i podchodzi do ciebie. Zalewa ranę, a ta przestaje się rozpuszczać. Chwyta też flakon trzymany przez Riv.
-Myślałem, że nasze ostatnie spotkanie czegoś cie nauczyło.
Uderzenie macki posyła ją na ścianę. Gdy leży podchodzi do niej i wlewa jej zasadę w gardło. Zaczyna wrzeszczeć, choć wrzask przeradza się w bulgotanie... Momentalnie jej kończyny stają w płomieniach.
Kolejne zaklęcie nieco poprawia twój stan, choć wciąż jesteś kadłubkiem.
-Przepraszam, nie proszę o wybaczenie... Przepraszam. - rzuca do ciebie smutno
Rozcina szwy i telekinezą zakłada Riv takie same. Widzisz te same tortury, które zadała tobie...
Offline
Z oczu Ashley popłynęły łzy ulgi i radości, po chwili zaczęła rzewnie płakać. -Wiedziałam że przyjdziesz... wyszeptała łamiącym się głosem i straciła przytomność.
Offline
Budzisz się w posiadłości. Wciąż nie masz oka i kończyn... Ból jest potężny.
-W końcu się obudziłaś... - wzdycha z ulgą
Widzisz liczne rany na jego twarzy... Brak kończyn. Bóg jeden wie czy nie przeszedł podobnego lub większego bólu...
Offline
Ashley patrzy nieco nieprzytomnie na Kambiona, pzrez ból nie mogła się skupić. -Kim oni byli...? Co Ci zrobili...? miała głos jak naćpany i pijany żul.
Offline
-Stare dzieje... Zbuntowany odłam Kręgu z Florencji.
Offline
Ashley zamrugała i patrzyła nieprzytomnie w sufit, psychiczna bariera jaką otoczyła się na czas tortur pękła i zaczęła płakać, dość histerycznie.
Offline
Kambion podskakuje na jednej jedynej ocalałej nodze do twojego łóżka.
-Przepraszam cie za to... To moja wina.
Kładzie się obok ciebie i przylega jak może...
Offline
Uspokoiła się po chwili. -Co oni...? Dlaczego...?
Offline
-Chcieli się na mnie zemścić... I udało im się. To wszystko przez to, że pokrzyżowałem im kiedyś plany.
Offline
Milczała przez chwilę. -Wiedziałam, że przyjdziesz... Nigdy wcześniej nie czułam takiej ulgi o radości... Miała puste oczy i lekki uśmiech co wyglądało dość upiornie.
Offline
-Nigdy sobie tego nie wybaczę... - szepcze i kryje twarz
Offline
-Przecież to nie ty mi to zrobiłeś. Nie mam żalu.
Offline
-To i tak moja wina. Gdybyś mnie nie znała to nic takiego by się nie przytrafiło...
Offline
-Gdybym nie została zmieniona w wampira też by się nic nie stało, gdybym się nie urodziła też by się nic nie stało... Kambion, to był tylko... Ból... Kiedyś minie. Nie odebrali mi tego co mam najcenniejsze... Wciąż mam Ciebie i tylko to się dla mnie liczy. Kiedyś znowu się uśmiechnę ale... Nie wiem tylko kiedy...
Offline