PBF o PSI
Daimon wraz ze swym chowańcem studiowali księgi i bawili się magią, do tej zabawy dołączyła Rex. Nawet dla niej gra psiball'ami w zbijanego była zabawna.
Offline
Leżała na grzbiecie i łapami podrzucała i odbijała kulę energii, wygladała jak kot. Po zabawie Melion i Rex gdzieś poszli, zostałeś sam ze swoim chowańcem.
Offline
-Cóż mi powiesz Masyu? - pytam czochrając ją między różkami
Offline
-Nyu! Lubie się z tobą uczyć! do twojego gabinetu wchodzi służąca i mówi, że masz gościa. Jesteś wyjątkowo zdziwiony, biorąc pod uwagę późną porę i deszcz.
Offline
-Niech wejdzie. Przynieś coś ciepłego na rozgrzewkę... Pewnie zmarzł i przemókł.
Offline
Idziesz więc do salonu gdzie czeka twój gość i jesteś wyjątkowo zaskoczony widokiem Księcia. -Witaj Daimon. Wybacz, że tak bez zapowiedzi nachodzę Cię późna porą ale doszły mnie słuchy, że masz zamiar się wmieszać w świat polityki. mężczyzna w garniturze uśmiecha się do Ciebie życzliwie, jest w towarzystwie dwójki innych Spokrewnionych.
Offline
-Witaj Vincent. - mówię skinąwszy głową na powitanie - Jak zawsze masz świetny wywiad. O co więc chodzi? Przy okazji - poznaj Masyu.
Offline
Ucałował Masyu w dłoń. -Chodzi o to, że trochę mi to do Ciebie nie pasuje... Ale mniejsza o to. Przybywam by zaoferować Ci swoją pomoc. Ktoś taki jak ty na wysokim stołku jest dużym... Udogodnieniem dla wszystkich nadnaturali. Nie tylko ogoniastych i psioników męczą Rządowi...
Offline
-Wiem... Znasz mnie. Zrobię wszystko dla dobra społeczeństwa czy to nadnaturalnego czy też zwykłych ludzi. Musimy koegzystować, osobno bowiem jesteśmy jak palce. Razem zaś stanowimy pięść. Chętnie przyjmę pomocną dłoń od przyjaciela, zwłaszcza tak szacownego.
Offline
-Ależ nie ma o czym mówić. Jak wiesz mam kilku... Drzwi do salonu otwierają się z hukiem, a przez nie wpada Rex, cała w błocie i trawie, trzymając w pysku buta Meliona. Odwracała głowę w tył, żeby zobaczyć jak daleko jest Melion i wpadła na Księcia. Zanim jego towarzysze zareagowali przekoziołkowała z nim przez salon i przygniotła go swoim cielskiem, brudząc zapewne drogi garnitur. Oboje są oszołomieni tym zderzeniem, do salonu wpada Melion kiedy widzi całą tą scenę robi się blady jak papier i rzuca Ci nerwowe i nieco spanikowane spojrzenie. Spokrewnieni ściągają smoka z Księcia i pomagają mu wstać, cały jest mokry i w błocie.
Offline
-Najmocniej przepraszam Vincent... Ten smok jest jeszcze strasznie dziki... Ofiara rządowych. - mówię czyszcząc jego stój magią - Rex, przeproś... - dodaję szeptem
Czyszczę też Rex i wszystko wokół...
-Rex, przedstawiam ci Księcia Spokrewnionych Indiany Vincenta herbu Romanow.
Offline
Vincent patrzy chwilę zdziwiony po czym wybucha gromkim śmiechem. -Spokojnie Daimon. Nic się przecież nie stało. Rex bardzo uważnie go obwąchała i nagle doznała olśnienia. -Ja Cię pamiętam! Pamiętam ten zapach! zaczęła skakać dookoła niego prawie jak królik, Książę wyglądał na dość zmieszanego. -Też tam byłeś! Jak byłam mała! po chwili dopiero sobie przypomniał. -Ale to było tak dawno temu...
Offline
-No nieźle... Usiądziemy? Wciąż mam kilka butelek sangvin... Nie wiedziałem, że się tam już spotkaliście.
Offline
Rex niemal wpakowała się wampirowi na kolana, jego koteria była bardzo skonsternowana. -Cóż to było jakieś piętnaście lat temu, a może nawet dawniej...? Cóż nigdy nie wspominałem dobrze tamtego miejsca... Dla większości ludzi wampiry to potwory bez duszy, serca czy skrupułów... Ale ja bym w życiu nie zrobił nawet najgorszemu wrogowi tego co oni zrobili jej... Była wtedy małą dziewczynką... Masz szczęście, ze spotkałaś Daimona. czochrał smoka za uchem, zaczęła reagować jak pies czyli jeszcze bardziej merdała ogonem i tupała tylną łapą. -Jak sam się nie raz przekonałeś i widzisz teraz na własne oczy, musimy coś w końcu zrobić z rządowymi, a przynajmniej wyeliminować ich z tego jednego stanu... Dlatego służę Ci swoją pomocą.
Offline
-Cóż... Też tam byłem Vincent... Masz więc jakieś propozycje? Do wyborów ponad rok... Z pewnością wykorzystam mój wizerunek, wiesz o wszelkich placówkach jakie prowadzę.
Offline